Piszę niniejszy artykuł z przyczyn logistycznych, w trzy tygodnie przed ukazaniem się czerwcowego numeru Nowinek. Do tego czasu może się dużo zmienić tak, że z góry przepraszam, jeśli moje wywody stałyby się czymś w rodzaju „musztardy po obiedzie”.
Piszę niniejszy artykuł z przyczyn logistycznych, w trzy tygodnie przed ukazaniem się czerwcowego numeru Nowinek. Do tego czasu może się dużo zmienić tak, że z góry przepraszam, jeśli moje wywody stałyby się czymś w rodzaju „musztardy po obiedzie”.
Stało się. Niezapłacone rachunki poskutkowały odcięciem prądu i bieżącej wody.
W słonecznym Aix-en-Provence, o świcie 10 kwietnia 1934 roku, na placu przed hotelem de Ville podjechał wóz z ładunkiem pomalowanych na czerwono belek, lin, desek. Wyszkolona niczym cyrkowcy załoga robotników przystąpiła do pracy. W kilka godzin uporała się ze swoim zadaniem i wszystkie elementy układanki znalazły się na swoim miejscu.
Express Paryż-Nancy oznaczony numerem 55, wyjeżdżający zazwyczaj z Paryża punktualnie o godzinie 17.49 opuścił dworzec wschodni dopiero o godzinie dziewiętnastej. Jego godzinne opóźnienie spowodowane było mgłą, która tego dnia swoim gęstym całunem okryła stolicę Francji i jego najbliższą okolicę.
21 sierpnia 1911 roku wydarzyło się to, co wydawało się niemożliwe. Tego dnia w niewyjaśnionych okolicznościach zostało skradzione jedno z najsłynniejszych dzieł sztuki na świecie. Cała prasa Francji kradzież „Mony Lisy” okrzyknęła największą katastrofą narodową. Gazety natychmiast zaczęły snuć domysły, kto mógł stać za tym „świętokradztwem”.
O tym, że wszystko może się zdarzyć, a życie pisze najbardziej zaskakujące scenariusze, przekonałam się sama w ubiegłym roku. Mając za sobą trudny rozwód i walkę z byłym mężem o opiekę nad dzieckiem i alimenty, byłam święcie przekonana, że już nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie. Moje serce zamknęło się na miłość raz na zawsze. Tak mi się przynajmniej wydawało.
Okres świąteczno-noworoczny to dla osób wierzących miesiąc częstych wizyt w kościele. Sprzyja temu zarówno adwentowy czas wyczekiwania na Boże Narodzenie, jak i same święta, które w naszej tradycji są o jeden dzień dłuższe niż w innych krajach. 25 grudnia poświęcony wspominaniu św.
Zmiany w społeczeństwie są nieuniknione. Zmieniają się mody, ubrania, fryzury, sposób spędzania wolnego czasu. Zmienia się też mentalność, a nawet tradycje, które odziedziczyliśmy po przodkach. Czy zatem wciąż bliska nam jest zaduma nad grobami bliskich zmarłych we Wszystkich Świętych i w Dzień Zaduszny?
W 1931 roku włoski kamieniarz Jean Babtista Delbono poznał w jednej z paryskich knajpek Angelinę Rouard. Była to trzydziestodwuletnia kobieta samotnie wychowująca dziewięcioletniego syna, którą porzucił mąż. Przystojny Włoch szybko zawrócił jej w głowie, a owocem ich namiętności był chłopiec, któremu dali na imię Jan.